niedziela, 11 grudnia 2016

Walka

Jakoś w 2014 roku dopadła mnie depresja i do tego jak się potem okazało PTSD. Przetrwałem najgorszy okres pogłębionej depresji w zasadzie bez farmakologi i pomocy specjalistów. Dopiero po okresie czarnym jak smoła w którym towarzyszyły mi silne stany lękowe i myśli samobójcze udałem się do psychoterapeutki. Pamiętam jak kiedyś sobie mówiłem że gdybym mógł zamienić tą chorobę psychiczną na jakąś dolegliwość fizyczną to nie zastanawiałbym się. Gdy ogarnąłem w miarę moją głowę i otworzyły się nowe możliwości w moim życiu dopadła mnie dyskopatia. Nowe możliwości szybko się rozleciały, zostałem zrobiony w konia, wykorzystany i porzucony, pozostawiony z kolejną traumą. Wziąłem się w garść i wyjechałem za granice razem z moją dziewczyną która cały czas mnie wspiera i znosi moje marudzenie. Ta dyskopatia czy przepuklina dyskowa męczy mnie jakoś od czerwca. Każdy kto mnie zna wie że jestem pesymistą, narzekaczem i marudą. Zdaję sobie z tego sprawę i próbuję nad tym pracować. Nie potrafię jednak przestać marudzić gdyż wiem z autopsji że duszenie w sobie emocji nie prowadzi do niczego dobrego. Depresja, ptsd i dyskopatia mają wspólną cechę. Rzecz w tym że kiedy widzimy kogoś na wózku inwalidzkim wzbudza to u nas współczucie. Kiedy widzimy człowieka z depresją czy dyskopatią, widzimy człowieka który ma dwie nogi, dwie ręce i wygląda jakby wszystko grało; zastanawiamy się o co mu chodzi, dlaczego mu aż tak źle, czemu tak marudzi... Nie dotknęło Cię - nie zrozumiesz. Jeździłem 8 lat wyczynowo na rowerze, potem biegałem i grałem w ping ponga. Na dzień dzisiejszy mam zakaz nawet biegania. Bywają dni że zejście z chodnika na ulice powoduje ból. Kiedy pomyśle sobie że może będę mieć kiedyś dzieci i nie będę mógł się z nimi wygłupiać czy uprawiać sportu... Kiedy pomyśle sobie że to jest dolegliwość na całe życie (podobnie jak w pewnym sensie depresja)... Kiedy pomyśle sobie że nie ma pracy w której było by mi dobrze, dobrze dla mojego kręgosłupa... Bywają dni kiedy budzę się płaczem i płacze przed spaniem, z bólu i z niemocy, z tego że nie wiesz już jak sobie pomóc.. Fizjoterapia, ćwiczenia, myślenie od rana do wieczora o tym jak wykonać daną czynność... Ćwiczenia są chyba największa nadzieją na ten moment. Bywa że jest całkiem fajny okres, ból jest znośny, pojawia się nadzieja na normalne funkcjonowanie a potem wstajesz pewnego dnia z łóżka i masz nawrót silnego bólu, stanu zapalnego i znowu nie wiesz jak leżeć, jak stać i jak siedzieć. Taki stan powoduję małe nawroty depresji, w między czasie odezwie się raz po raz ptsd. Do tego wyrzuty sumienia że odbija się to wszystko na partnerce. Kiedy przychodzi stres czy nerwy, ból się nasila. Jeśli chodzi o moje problemy psychosomatyczne to mógłbym tu wypisać 20 myślników. Każdego dnia odczuwam fizyczne dolegliwości na tle nerwowym. Jest tego pełno. Do tego słaby sen. Każdy dzień to walka. Wyobraź to sobie wszystko i spróbuj mnie zrozumieć dlaczego marudzę, dlaczego 29 letni facet płacze. Dlaczego 29 letni facet musi funkcjonować jak 89 latek. Dlaczego musi pogodzić się z tym że nie spełni swoich małych marzeń przez zdrowie. Żyję dzięki rodzinie, przyjaciołom i mojej dziewczynie. Gdybym miał to wszystko co mnie spotkało przez ostatnie lata przyjąć na klatę w totalnej samotności już dawno by mnie tu nie było. Dziękuję wszystkim którzy się ode mnie nie odwrócili.

PS; Przepraszam za składnie, ortografię itd.


2 komentarze:

  1. Tekst jest dobry, nie ma za co przepraszać..Treść przygnębiająco smutna dla bliskiej osoby.Tak to już jest, że zdrowy nigdy nie rozumie chorego, nawet, gdy widać urwaną nogę, to tylko udaje, że rozumie.Wiem co to ból, ale nie wiem jak żyć w takim pesymizmie, nie wiem, więc nie mogę dać żadnej rady, bo to będzie banalne i infantylne.Mogę tylko trzymać kciuki, więc 3mam.George

    OdpowiedzUsuń